Stranger than paradise - Inaczej niż w raju
Film Jima Jarmuscha nie jest filmem węgierskim. Znalazł się
tutaj z powodu licznych nawiązań do tego kraju w nim zawartych. Główna
bohaterka Eva z Budapesztu przyjeżdża do Ameryki i pod nieobecność ciotki ma
zamieszkać ze swym dawno nie widzianym kuzynem, który już od jakiegoś czasu prowadzi
bumelanckie życie w Stanach. Eva próbuje znaleźć swoje miejsce w „lepszym
świecie” jednak wyobcowanie i smutek nie pozwalają jej się zadomowić. Przesłanie
filmu: nie ważne gdzie, ważne co się robi, pozwala mieć nadzieję, że kiedyś
oboje znajdą swoje miejsce, Willie zarzuci swą przepełnioną melancholią,
telewizją, daniami z mikrofalówki egzystencję i zamiast próbować zarobić na
wyścigach znajdzie zajęcie, które da mu więcej satysfakcji, a kolejna praca Evy
będzie lepsza niż ta w restauracji z hot-dogami Wizyta u ciotki z Budapesztu to
świetnie ujęty kontrast węgierskiego tradycyjnego świata z z Amerykańskim
brakiem wartości i zobojętnieniem. Na propozycję ciotki podania gulaszu, Willie
pyta czy mógłby raczej dostać piwo. Kiedy Eva chce wyjść do kina, ciotka
stanowczo protestuje bojąc się, że wychowanka idzie spotkać się z chłopakiem. Ostatecznie
dziewczyna i tak zostaje porwana przez Williego w szaleńczą podróż bez celu, co
skwitowane przez ciotkę soczystym „You son of a bitch” w kierunku porywacza, trafnie podsumowuje relacje między bohaterami i ich odmiennymi światami. W
filmie można usłyszeć sporo języka węgierskiego głównie w wykonaniu ciotki,
Willie broni się przed tym węgierskim jak może, bo kojarzy mu się on ze światem
od którego ucieka. „Nie mów do mnie po węgiersku” to zdanie które słyszymy od
niego kilka razy. Młodzi podróżują jak prawdziwi Amerykanie, Willie kupuje
wszystkim okulary przeciwsłoneczne, by wyglądać „jak prawdziwi turyści”, jego
poza wskazuje raczej bardziej na stylizację w kierunku gwiazdy Hollywoodu,
słuchane przez Evę przenośne radio to kolejny symbol „wolności” i
amerykańskiego snu. Cały czas jednak towarzyszy mi poczucie, że jak bardzo by
się nie starali – próby dopasowania zawsze będą wyglądały odrobinę absurdalnie. Warto też
zwrócić uwagę na muzykę, pojawiająca się np. podczas podróży to urywane dźwięki na instrumentach skrzypcowych delikatnie poddające pod znak zapytania kwestię czy
zachowanie bohaterów nie jest przypadkiem odrobinę komiczne.
1984, reż. Jim Jarmusch
Komentarze
Prześlij komentarz